Od redaktora / Piotr Zychowicz
Z dedykacją dla Ofiar
Obóz koncentracyjny. To jedna z immanentnych cech komunizmu. Wszędzie, gdzie wyznawcy tej zbrodniczej ideologii przechwytywali władzę, zakładali „ośrodki reedukacyjne” dla „wrogów ludu”. Czyli jednostek, które nie potrafiły dostosować się do realiów „nowego wspaniałego świata”. Pierwszy sowiecki obóz na Wyspach Sołowieckich powstał już w 1918 r., a więc zaraz po triumfie bolszewickiego puczu. Później komuniści budowali obozy również w innych – opanowanych przez siebie – krajach Europy i Azji. Do dzisiaj tysiące ludzi cierpią straszliwe katusze za drutami w Korei Północnej. W teorii komunistyczny obóz miał być miejscem oczyszczenia. Więzień – dzięki zbawiennemu wpływowi ciężkiej pracy – miał zostać uzdrowiony fizycznie i psychicznie. Wyleczony z niesłusznych, kontrrewolucyjnych poglądów i postaw. Po zakończeniu „kuracji” miał wrócić na łono socjalistycznego społeczeństwa jako jego pełnowartościowy członek. Odmieniony człowiek. Tyle teoria. Praktyka różniła się od niej tak, jak różni się noc od dnia. Mało kto miał szansę wrócić na „łono społeczeństwa”, bo śmiertelność w sowieckich obozach była zatrważająca. Straszliwy głód, ekstremalny mróz, choroby, katorżnicza praca, bestialstwo strażników i więźniów kryminalnych. Warunki urągające wszelkim cywilizowanym standardom. System GUŁagu był prawdziwym piekłem na ziemi. Pochłonął miliony niewinnych istnień ludzkich, kolejnym milionom zniszczył życie. Nowy numer „Historii Do Rzeczy” poświęcamy Ofiarom. Jednostkom ludzkim, które zostały zmiażdżone przez wielki bezduszny system. W imię realizacji utopijnego eksperymentu inżynierii społecznej na kolosalną skalę. Cześć ich pamięci! © ℗