Lodowa gehenna Polaków
Piotr Zychowicz
To było 10 lat temu. Pojechałem wówczas do Zabrza przeprowadzić wywiad z mjr. Czesławem Blicharskim, byłym żołnierzem Dywizjonu 300, który w 1945 r. brał udział w dywanowym bombardowaniu Drezna. Dopiero na miejscu dowiedziałem się, że major trafił do polskiego lotnictwa przez Syberię. W 1940 r. został bowiem deportowany z Tarnopola do Archangielska. A potem bolszewicy zamknęli go w straszliwym łagrze w Workucie. Nigdy nie zapomnę opowieści pana Czesława – mróz, od którego pękały drzewa, straszliwy głód, niewolnicza praca przy wyrębie tajgi. Do tego pogarda dla ludzkiego życia i zwierzęca brutalność Sowietów. Zarówno strażników łagrowcyh, jak i współwięźniów. Urkowie – czyli wytatuowani, zdemoralizowani do szpiku kości recydywiści – uwzięli się na polskich więźniów. Pan Blicharski podczas jednego z wyjść do pracy omal nie stracił głowy. Dosłownie. Jeden ze współwięźniów cisnął bowiem w niego toporem. Uratował go refleks i łut szczęścia.
Czesław Blicharski wyrwał się z nieludzkiej ziemi. Udało mu się wyjechać na Zachód, mieszkał w Argentynie, potem przyjechał do Polski. Dziesiątki tysięcy naszych rodaków zostały jednak w Sowietach na zawsze. Zmarli z głodu, chorób, zamarzli na śmierć lub zostali zamordowani przez bolszewików. Ich kości do dzisiaj spoczywają w bezimiennych mogiłach na terenie byłego czerwonego imperium. Pierwsze sowieckie masowe deportacje Polaków miały miejsce w latach 30. Ostatnie w latach 50. XX w. Jaki był cel tych operacji? Dlaczego Sowieci skrzywdzili tylu ludzi? Odpowiedź jest prosta. Stalin wiedział, że nie uda mu się ujarzmić i zsowietyzować polskiego społeczeństwa, jeżeli wcześniej nie obetnie mu głowy. Nie pozbawi go patriotycznych elit. Wielkie przestrzenie Syberii i Kazachstanu idealnie nadawały się do tego zadania. Sowieci chcieli, żeby po wywiezionych Polakach wszelki słuch zaginął. Ale my pamiętamy.
© ℗ Wszelkie prawa zastrzeżone